Przygodę na Bali czas zacząć, czyli wizyta w Kucie i hinduskich świątyniach nabrzeżnych…


Kiedy lądujesz na dworcu autobusowym w Denpasarze nocą wiedz, że nie dojedziesz do Kuty inaczej niż taksówką. Co więcej wiedz, że działa tu pewnego rodzaju zmowa taksówkarzy i nie dojedziesz nigdzie za rozsądne pieniądze – pierwotną ceną jaką usłyszeliśmy było 50$! W nocy trudno też iść w głąb miasta, by kierowcy opuścili cenę, czy żeby złapać Ubera… Mimo to właśnie tego spróbowaliśmy! Wraz z zapoznaną w autobusie parą z Hiszpanii postanowiliśmy ruszyć w Kierunku osławionej Kuty per pedes. Wynik naszej niedługiej, bo jakiejś 10 minutowej wędrówki był zaskakujący – dojechaliśmy do hotelu za 10$ za parę. Po drodze udało nam się strącić kilka skuterów. Już tłumaczę jak się to stało. Otóż, nasz kierowca nie znał drogi na wskazany przez nas adres hotelu. Kolejno wjeżdżał w wąskie uliczki, z których jedna okazała się ZBYT wąska. Nie zostało nam nic innego, jak wycofać się. Niestety ucierpiały na tym zaparkowane w pobliżu skutery, które zostały lekko puknięte. Co na to nasz kierowca? Ano nic! Pojechał dalej, tym razem pod dobry adres.  Podróż trwała znacznie dłużej niż zakładaliśmy, a po drodze zastanawialiśmy się czy kierowca nie nałoży na nas dodatkowej opłaty za strącone pojazdy. W końcu wszystko jest możliwe kiedy jesteś po drugiej stronie świata. Wszystko skończyło się szczęśliwie dla nas.

Kuta to typowy kurort wakacyjny na Bali. Słynie z piaszczystych plaż i wysokich fal do surfowania. Plaże faktycznie są ładne, chociaż według nas nie aż tak ujmujące jak na pobliskim Lomboku. Jednak nigdzie indziej nie widzieliśmy tyle szkół surfingu. Na każdym rogu w mieście, na plaży, nawet w kiosku przy drodze – wszędzie można było wykupić lekcję. Jako, że faktycznie fale są dość wysokie nie Kuta nie jest najmądrzejszym wyborem jeśli ktoś chce popluskać się w wodzie i popływać rekreacyjnie. Jest to także miasto niekończącej się imprezy – w klubach pełno jest Australijczyków i Brytyjczyków, którzy szaleją do białego rana. My spędzaliśmy w Kucie 3 dni, z czego półtora z nich na wycieczkach do okolicznych hinduskich świątyń.


Wyspa Bali nazywana jest krainą 1001 świątyń. Skąd taki przydomek? Ano stąd, że gdzie się nie obejrzycie na pewno zobaczycie jakąś świątynię. Ponoć ktoś je zliczył i wszyło mu, że ta nieduża wyspa (5,6 km2) kryje ponad 20 tys. wyjątkowych miejsc kultu. Balijczycy każdego dnia trzykrotnie składają dary swoim bogom prosząc o ich wstawiennictwo. Typowo ofiarą są kwiaty, owoce, ryż, ciasteczka, a nawet papierosy!

W balijskim hinduizmie występują cztery rodzaje świątyń:

  • ·Świątynie publiczne, w których odbywają się ważne ceremonie
  • ·Świątynie funkcyjne służące konkretnym celom takim jak przykładowo rytualne ablucje
  • ·Świątynie wioski, w których mieszkańcy spotykają się by oddawać cześć bóstwom
  • ·Świątynie domowe, w których składa się cześć zmarłym przodkom i przynosi się im dary
Wizyta w każdym rodzaju świątyni wygląda nieco inaczej. Warto jest podpatrzeć chociaż kilka rytuałów Balijczyków.


Pierwszą świątynią jaką zobaczyliśmy na Bali była Pura Luhur Uluwatu. Położona pół godziny drogi od Kuty stanowi popularny cel wycieczek. Uluwatu jest jedną z najstarszych świątyń na Bali. Jej intencją jest obrona wiernych przed stworzeniami morskimi. Jest bogato zdobiona, położona w parku zamieszkałym przez stadko małp. Małpki te nie są agresywne, przez lata przyzwyczaiły się do turystów, którzy je dokarmiają. Warto uważać w tym miejscu na butelki z napojami, okulary słoneczne i aparaty – zwierzaki chętnie okradają turystów.

Tym, co w Uluwatu zachwyca najbardziej jest jej położenie na krawędzi skalnego klifu. Nic nie opisze uczucia, które towarzyszy turyście stojącemu na 80-cio metrowym klifie nad oceanem... Zachód słońca obserwowany z tego miejsca jest wręcz spektakularnym wydarzeniem.


W drodze powrotnej do hotelu udało się nam znaleźć wolny stolik na plaży w Jimbaran. Jest to kolejny nadmorski kurort obok Kuty. Miejscowość ta słynie z najlepszych owoców morza na wyspie. Miejsce to jest nastawione przede wszystkim na turystów z grubo wypchanymi portfelami, bo ceny potraw nie należą do najniższych. Według mnie warto jest chociaż raz spróbować tak świeżych owoców morza. W pięknym otoczeniu, jak tutejsze plaże będą smakować na pewno nawet najbardziej wybrednym smakoszom.

Inną niezwykle ciekawą świątynią, której nie można pominąć jest Tanah Lot. Położona niemalże na wodzie jest chyba najczęściej fotografowanym obiektem na Bali. Świątynia usytuowana jest na czarnej skale, do której droga odkrywa się jedynie w czasie odpływu. Podczas przypływu wysokie fale oceanu obijają się o klif tym samym pokazując, że siły natury są tu silniejsze od człowieka. Świątynia poświęcona jest bóstwom morskim.


Tanah Lot wzniesiona została w XVI wieku z inicjatywy jawajskiego bramina silnie działającego na rzecz rozwoju hinduizmu w tamtym czasie. Mimo, że nie można jej zwiedzić to pozostaje jednym z najpiękniejszych krajobrazów ma Bali. Wzdłuż klifu naprzeciwko świątyni zlokalizowana jest ścieżka przy której znajdują się restauracje i kawiarnie. Można tu także kupić pamiątki – z naszego doświadczenia jedne z tańszych na Bali i sarongi – chusty, które zakładają balijscy hindusi odwiedzając świątynie. Sarongi mają na celu zakrycie nóg, osłonięcie ciała przed demonami, które według Balijczyków atakują ludzi od strony ziemi. Radzę Wam kupić sobie przynajmniej po jednym sarongu – nie dość, że to najbardziej typowa pamiątka z Bali to jeszcze unikniecie wypożyczania go w każdej świątyni, którą będziecie chcieli zwiedzić.


Obok sławnego Tanah Lot znajdują się inne dwie świątynie przybrzeżne. Każda z nich pięknie prezentuje się o zachodzie słońca. W tym miejscu czuć niesamowity mistycyzm balijski. Na wyspie ludzie żyją według zasady Tri Hita Karana, która mówi o tym że prawdziwe szczęście w życiu zapewnia zgoda z przyrodą, ludźmi i bogami. Filozofia ta jest odzwierciedlana w życiu na Bali.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…