Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…


Kolejnym etapem naszej podróży było zwiedzanie stanu Chiapas. Region ten jest oddalony od Cancun więc wybraliśmy drogę lotniczą. Lot trwał około półtorej godziny i nie był najprzyjemniejszy z powodu nasilających się turbulencji. Jeszcze z lotniska odebrał nas sympatycznie wyglądający i zupełnie nie mówiący po angielsku taksówkarz. Pojechaliśmy do miejscowości Chiapa del Corzo, z której następnego dnia mieliśmy udać się do kanionu Sumidero. Ponieważ stan ten uważany jest za jeden z najmniej bezpiecznych w Meksyku postanowiliśmy nie wynajmować samochodu, ale poruszać się autobusami lub wykupywać interesujące nas wycieczki fakultatywne. Wyprawa do kanionu Sumidero była niezwykle tania – 230 pesos i warta swojej ceny co do centa.

Most będący bramą do Parku Narodowego Sumidero

Nasza przygoda rozpoczęła się w hotelu bez anglojęzycznej obsługi, przez busik, w którym nikt nie mówił po angielsku aż do łódki, w której przewodnik mówił tylko i wyłącznie po hiszpańsku. Po dwóch tygodniach w Meksyku przyzwyczailiśmy się, że nauka angielskiego nie jest dla nich priorytetem – jednak nigdzie indziej komunikacja nie była aż tak trudna. Niech żyje Google Translator!

Ściany kanionu są wysokie na 1300 m! To niesamowity Cud Natury :)

Kanion Sumidero to prawdziwy meksykański ewenement! Powstał w wyniku uskoku płyt tektonicznych jeszcze w Paleozoiku. Otaczające kanion skały są wysokie na ponad tysiąc metrów, a z upływem czasu pokryła je puszcza, w której toczy się życie wielu gatunków zwierząt. Widoki zapierają tu dech w piersiach! Nam udało się nie tylko zobaczyć ten geologiczny fenomen, ale także kilka krokodyli, małpy i wiele gatunków ptaków. Kanion można podziwiać z łódki lub z punktów widokowych na pobliskich skałach – niestety nieczynnych w czasie naszego pobytu. Rejs kanionem trwa około 2 – 3 godziny, w zależności od zainteresowania grupy i charakteru kapitana. Nasz zamknął się w 2 i pół godziny. To, co zaskoczyło nas najbardziej to handel na wodzie – po rozlewisku na końcu kanionu pływają „łodzie handlowe” proponujące turystom zimne napoje i przekąski. Niestety wody kanionu nie są krystalicznie czyste. W kilku miejscach znajdują się „wyspy plastiku”. Ponoć śmieci są sprzątane w kanionie codziennie, jednak jest to niewystarczające. Świadomość ekologiczna mieszkańców Meksyku nie jest chyba na zbytnio wysokim poziomie… Nasz przewodnik tłumaczył nam, że większość śmieci pochodzi z Gwatemali, ale któż tam ich wie…

W kanionie nietrudno o towarzystwo... krokodyli!

Mimo licznych śmiech w wodach kanionu jest to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie odwiedziliśmy w Meksyku. Wysokie ściany kanionu mają w sobie coś mistycznego – oczarowują i przyciągają niczym magnes. Czy warto było lecieć taki kawał? Zdecydowanie warto, a przecież przed nami jeszcze trzy pasjonujące dni w stanie Chiapas!

Kanion Sumidero nieco przypominał nam norweskie fiordy, które oglądaliśmy wiosną - wszędzie pełno wodospadów!

Do następnej miejscowości – San Cristobal de las Casas udaliśmy się publicznym autobusem. Ku naszemu zdziwieniu był tani, czysty, jechał szybko i był całkowicie bezpieczny! Nawet nie narzekaliśmy na brak miejsca na nogi. Bilety na autobus udało się nam kupić dzięki uprzejmości jednego z nielicznych Meksykańczyków mówiących po angielsku. Po pierwszym dniu mieliśmy refleksję: jadąc do Meksyku i innych krajów Ameryki Łacińskiej należy nauczyć się podstawowych zwrotów po hiszpańsku!

Było warto lecieć do stanu Chiapas!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…