Czy warto odwiedzić Mataram – stolicę wyspy?


Lombok to przede wszystkim wyspa pełna przyrodniczych cudów. Z jednej strony kusi wielki wulkan Rinjani, z drugiej ukryte w dżungli wodospady, z trzeciej piękne, piaszczyste plaże z dostępem do wysokich fal oceanu… Jest to wyspa dużo mniej komercyjna niż Bali, jednak ludzie znajdą tu już znaczenie pieniądza i wiedzą jak często pochodzi on od turysty.



Rdzenny lud zamieszkujący Lombok – Sasak znalazł sposób, by zarobić pieniądze na swojej tradycji. Sposobem tym jest otwarcie wioski Sade dla turystów. Jest to swoisty skansen, w którym wraz z przewodnikiem można zwiedzić sasackie domostwa. Domy kryte są tu strzechą, zbudowane z bambusa i liści palmowych. Każdy dom wznosi się na podeście z polepy – to zabezpieczenie przed porą deszczową. Do części mieszkalnej często przylega spichlerz ryżowy – uznawany za symbol wyspy. Po środku wioski znajduje się meczet, z którego słychać nawoływania muezina. Wycieczka po Sade kończy się bazarem, na którym można kupić lokalne rękodzieło. Trafiliśmy tu, ponieważ obiekt znajdował się po drodze do stolicy wyspy – Mataramu. Można tu podjechać, ale tylko na takiej zasadzie. Nie jest to „must be” na Lomboku.



Jeśli chodzi o Mataram, to słyszeliśmy o nim wiele i złego, i dobrego. Dlatego uznaliśmy, że trzeba to sprawdzić. Wsiedliśmy na skuter i ruszyliśmy w drogę. Po około półtorej godzinie dotarliśmy do celu. Pośrodku miasta znaleźliśmy park z pałacem wodnym i Świątynią, co świadczy o hinduskiej przeszłości wyspy. Dziś słychać tu częściej modlitwę imama, niż hinduską ceremonię. Świątynia nie jest specjalnie okazała, szczególnie jeśli wcześniej odwiedziło się kilka większych na Bali. Sam park jest przyjemny, można odpocząć od słońca w brudze lub w cieniu wysokich drzew. Drugim miejscem, które odwiedziliśmy w Mataramie była Galeria Handlowa. Nowiuteńka jest miejscem, w którym zaopatruje się cała wyspa. Zrobiliśmy zakupy spożywcze i pamiątkowe, przeszliśmy się po kilku sklepach z modą dla Muzułmanek i… wróciliśmy na wybrzeże. Mataram nie zrobił na nas specjalnego wrażenia. Miasto nie ma za dużo do zaoferowania turystom, szczególnie tym przybyłym z Bali. Nie chcę powiedzieć, że uważam ten dzień za stracony, ale chyba wolałabym spędzić go na plaży…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…