Norwegia 1: Bergen i jego okolice…


Z Polski przylecieliśmy do Stavanger – niedużego miasteczka położonego na południu Norwegii. Z Gdańska to godzina lotu, więc nie zdążyłam się nawet za mocno bać! Lot odbył się bez żadnych trudności, tak więc chwilkę po starcie lądowaliśmy… Tego dnia zaplanowaliśmy zdobycie jednej z najbardziej znanych skał tej części kraju – skalnej ambony „Preikenstolen”. Szlak turystyczny znajduje się około półtorej godziny drogi z lotniska. Droga jest ładna, widać pięknie utrzymane drewniane domki skandynawskie i całe mnóstwo owiec!

Widoki na Preikenstolen nie należały do najbardziej udanych - mimo wszystko cokolwiek widzieliśmy :)

Niestety, z każdym kilometrem naszej wycieczki psuła się pogoda. Staraliśmy się nie tracić dobrego humoru i wierzyć, że czekają nas jeszcze piękne widoki. Poza sezonem parking w okolicy szlaku na Preikenstolen jest darmowy, nie działają też żadne punkty usługowe (poza toaletami). Sam szlak pieszy nie jest bardzo wymagający, określany w Norwegii jako średnio trudny – nie jesteśmy super atletami, a szło się nam przyjemnie i nie byliśmy specjalnie zmęczeni.

Wędrówka rozpoczyna się na parkingu leżącym na wysokości 270 m n. p. m., a kończy się na skalnej półce wiszącej 604 m n. p. m. Do przejścia są niecałe 4 km, przypuszczam że w dobrej pogodzie całej trasie towarzyszą piękne widoki. Sam szczyt zdobywa się w mniej więcej 2 godziny. Warto zarezerwować sobie 5 godzin na całą wycieczkę, ponieważ trzeba liczyć się z tym, że będziecie robić niezliczoną ilość zdjęć, a na samym szczycie może tworzyć się mała kolejka.

Piękne krajobrazy towarzyszyły nam podczas wspinania się na słynną skalną ambonę
(przez jakieś 15 minut świeciło słońce)

Nam nie było dane podziwiać panoramy Lysefjorden, ponieważ przez znaczną część wyprawy towarzyszył nam deszcz. Co więcej z każdym krokiem coraz niżej schodziły chmury i mgła, która zakryła krajobrazy. Na ambonie rozpoczęło się gradobicie. Bardzo żałowaliśmy, że akurat tego dnia pogoda musiała się tak zepsuć – z perspektywy czasu było to przygodą. Padało tak mocno, że musieliśmy zmienić ciuchy przed dalszą drogą…

Po zmianie ubrań i lekkim ogrzaniu się ruszyliśmy w kierunku Bergen. To dość daleka trasa, którą pokonaliśmy w niecałe 5 godzin (ok. 330km). Jeżdżąc po Norwegii warto sprawdzać godziny pływania promów – czasami kilka kilometrów więcej pozwoli zaoszczędzić dużo czasu.
Bergen to przepiękne miasteczko na zachodzie Norwegii, uważane za bramę do tutejszych fiordów. Z jednej strony otulają je góry, z drugiej oblewają łączące się w tym miejscu wody Morza Północnego i Morza Norweskiego. Słynie z malowniczej Starówki - Bryggen, targu rybnego i okolicznych atrakcji turystycznych. Spędziliśmy w tym rejonie 3 dni. Infrastruktura turystyczna jest tu doskonale rozwinięta – nawet poza sezonem większość lokali jest otwarta. W restauracjach jest niesamowicie drogo, jak na stolicę turystyczną regionu wypada. Taniej można zjeść na rybnym targu.

Starówka miejska w Bergen leży nad samym morzem, co dodaje temu miejscu dużo uroku.

Co do zwiedzania samego miasta – polecamy przejście się zabytkową Starówką. Znajdują się tam kolorowe, pełne uroku, szeregowe domki z okresu Hanzy. Budyneczki pochodzą z XIV wieku i są pamiątką po ustanowionej w tym miejscu placówce handlowej Ligii Hanzeatyckiej. Wraz z rozwojem handlowym budowane były kolejne domy. W tej chwili pełnią funkcję turystyczną – można znaleźć tam sklepiki z pamiątkami, pub i muzeum. Warto zajrzeć do sklepików, by zobaczyć norweskie trolle! Legendy o nich są tu wciąż żywe, dlatego warto kupić sobie jednego do kraju na szczęście. Można też zaopatrzyć się w ciepłe, wełniane ubrania – niektóre są piękne, ale ich ceny bywają kosmicznie wysokie.

Widok z góry Ulriken należał do jednych z piękniejszych w Bergen 

Wycieczką, którą uważam za konieczną do zrobienia w Bergen jest wejście (lub wjazd) na górę Ulriken. My wybraliśmy opcję dla leniwszych – wjechaliśmy na szczyt kolejką, a w dół postanowiliśmy zejść. Góra (wys. 643 m n. p. m.) to doskonały punkt widokowy na miasto. Jest to też najwyższy szczyt pasma De syv fjell. Widoki zapierają dech w piersiach! Być może to fakt, że to nasze pierwsze, niemalże bezchmurne, widoki na fiordy spowodował, że oniemieliśmy – być może jest tu tak wyjątkowo? Samo zejście z Ulriken wydawało się być prostsze niż było rzeczywiście. Zajęło nam około 2 godziny. Zdarzało się, że przy moim niewielkim wzroście brakowało mi nogi i musiałam schodzić na czterech! Polecamy z całego serca zdobycie góry i przejście się szlakiem pieszym – wysiłek wynagradzają widoki, przy schodzeniu na dole czekał na nas uroczy, niewielki wodospadzik.

Kościół typu stav to przedstawiciel typowej architektury norweskiej - pozostałość po czasach Wikingów

Będąc w okolicach Bergen warto zobaczyć kilka położonych dość blisko wodospadów. Vøringsfossen jest chyba jednym z najbardziej znanych i najczęściej odwiedzanych. Będąc poza sezonem warto sprawdzić, czy możliwy jest przejazd do punktu widokowego znajdującego się na terenie hotelu Fossli. Podczas naszego pobytu droga była otwarta, dzięki czemu mogliśmy podziwiać 145 metrowy swobodny spadek wody (cały wodospad mierzy 182 m). Niestety, zalegający śnieg uniemożliwił nam zejście szlakiem do stóp wodospadu. Mimo wspaniałych widoków byliśmy nieco rozżaleni, że nasz trekking nie mógł się odbyć. Jednak dość szybko poprawiły się nam humory. Po drodze do Aurlandu – kolejnego punktu wycieczki, mieliśmy okazję zobaczyć jeszcze dwa zachwycające wodospady.

Wciąż lekko zamarznięty Vøringsfossen to jeden z najbardziej popularnych wodospadów w Norwegii. 

Pierwszy z nich, Skjervsfossen zlokalizowany jest niemalże przy samej drodze. Spacer od źródła do stóp wodospadu zajmuje maksymalnie pół godziny – można go pokonać także samochodem. Wodospad wiosenną porą leciał z dużą siłą, więc po krótkim spacerze, kolejny raz, byliśmy cali mokrzy! Drugi wodospad, który zwrócił naszą uwagę to nieco bardziej znany Tvindefossen – ponoć w sezonie kłębią się tu turyści (według broszurki z hostelu w Bergen to jedna z 10-sięciu najczęściej odwiedzanych atrakcji turystycznych w Norwegii)… To bardzo malownicze miejsce, warte sfotografowania i dłuższego przystanku. Spacer z parkingu do wodospadu to dosłownie 10 minut. Jak dowiedzieliśmy się od jednego z Norwegów tutejsza woda w latach 90-siątych zyskała miano leczniczej – ponoć odmładza i ożywia potencję seksualną.

Krajobrazy po drodze są wyjątkowo piękne :)

W Norwegii samo jeżdżenie po kraju sprawia wielką przyjemność. Widoki, którymi cieszyliśmy oczy podczas pobytu w okolicach Bergen zostaną w nas na zawsze. Dzisiaj nieco żałujemy, że nie udało się nam zdobyć skały nazywanej „Językiem Trolla” – doszły nas słuchy, że nie jest dostępna z powodu utrzymującego się śniegu. Okazało się po kilku dniach, że była to plotka. Kto wie, może będzie to powodem naszego powrotu w te okolice…

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…