A może by tak do Norwegii?

Od kiedy razem z Marcinem zaczęliśmy zwiedzać z świat zawsze celowaliśmy w ciepłe kraje. Wszystko zaczęło się od Egiptu, przez południową Europę, Azję Południowo – Wschodnią i tak trwa do dziś… Ale pewnego dnia wpadła nam do głowy myśl: A może by tak na północ? Jak pomyśleliśmy tak zrobiliśmy.

Piękny widok na Nærøyfjorden

 Wyjechaliśmy do Norwegii na majówkę (przedłużoną, bo trwającą 8 dni), tak więc poza szczytem sezonu turystycznego. Miało to swoje plusy, takie jak chociażby mniejsze zatłoczenie miast turystycznych (np. Bergen, czy Geiranger), a co za tym idzie niższe ceny zakwaterowania, często w podniesionym standardzie w stosunku do ceny. Zaraz po zimie mieliśmy okazję poczuć jeszcze trochę norweskiego mrozu, a nawet pochodzić po śniegu. Nieuniknione były jednak pogodowe kaprysy – podczas wyjazdu przeżyliśmy chyba każdą możliwą pogodę w maju! Znacznym minusem było to, że nie wszystkie atrakcje były jeszcze dostępne, więc musieliśmy odpuścić na przykład trekking po największym w Europie kontynentalnej lodowcu.

Zanim opiszę Wam, jak wyglądała nasza podróż na zachodnie fiordy Norwegii chciałabym przytoczyć kilka praktycznych wskazówek, które mogą okazać się przydatne osobom chcącym odwiedzić ten kraj.

Norwegia zachwyca na każdym kroku - wielkie wodospady pojawiają się przy samej drodze!

Otóż pierwsza i bardzo istotna sprawa – Norwegia jest droga. W mojej opinii jest nawet bardzo droga i trzeba się z tym liczyć wybierając ją jako cel swojej podróży. Z autopsji odradzam przeliczanie koron na złotówki i porównywanie cen do naszych Polskich – zepsujecie sobie wakacje. W czasie naszego pobytu przelicznik walut wyglądał następująco:
1 NOR – 0,44 zł
1 NOR – 0,13 $
1 NOR – 0,10 €

Wygląda nie najgorzej, ale to tylko pozory. Wierzcie mi na tygodniowy wyjazd potrzebujecie co najmniej 8 tys. koron norweskich na osobę. Znaczy pewnie da się to zrobić taniej… ale zakładam, że chcecie spróbować zjeść tutejszą rybkę i najlepszą na świecie zupę rybną, a także spać w campingach lub hotelach oraz popłynąć na chociaż jedną wycieczkę po fiordzie… Drogo, ale warto – to moja najkrótsza rekomendacja! I niech nie zdziwi Was fakt, że za obiad na obiad w restauracji wydacie 400-500zł…

Ciekawym sposobem zwiedzania Norwegii jest popłynięcie w rejs wycieczkowcem.

Druga kwestia to zmienność tutejszej pogody, która jest bezpośrednio związana z terminem planowanego wyjazdu. Ponoć latem jest przewaga słońca, ale i nie wyklucza się deszczu. Podczas naszego wiosennego pobytu przeszliśmy przez wszystko od delektowania się słońcem, przez mgłę i deszcze po gradobicie i opady śniegu. Miało to swój urok, chociaż czasem bywało męczące – 4 godziny spaceru na Preikenstolen zakończone gradobiciem i brakiem krajobrazów… no cóż bywa i tak! Ważne jest, by nie nastawiać się na błękitne niebo każdego dnia i cieszyć się kiedy wychodzi słońce. Pakując się na wakacje do Norwegii trzeba spakować coś ciepłego, tak na wszelki wypadek.

W maju pogoda w Norwegii bywa różna - czasem słońce, czasem deszcz, zdarzał się i śnieg...

Rzecz trzecia to dobrze zaplanowana podróż. Jeśli chcecie zobaczyć większy kawałek kraju niż przykładowo samo Bergen warto wynająć samochód. Drogi są bezpieczne, dobrze utrzymane, a infrastruktura momentami po prostu zachwyca. Dla mnie samo jeżdżenie po Norwegii było piękną przygodą. Już zza szyb samochodu podziwiać można rozległe fiordy, przypatrywać się specyficznej dla regionu architekturze, a nawet przejechać przez najdłuższy drogowy tunel świata! Planując podróż warto korzystać z kilku map i nawigacji, z doświadczenia wiemy że Google Maps nie zawsze pokazuje zamknięte drogi (okazało się, że w maju w norweskich górach jest za dużo śniegu, by droga była odśnieżona – musieliśmy zawracać). Dobrze mieć też wcześniej zarezerwowany nocleg – w sezonie ponoć wszystkie miejsca są zajęte, poza sezonem dużo campingów nie pracuje. Planując wycieczki fakultatywne trzeba sprawdzać od kiedy są otwarte – dość często miesiącem początku pracy jest połowa maja i czerwiec.

A Wam z czym kojarzy się wiosna w Norwegii?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…