Meksyk 4: Dwie cenote jednego dnia i ruiny Majów na dokładkę…
Kolejny dzień w Meksyku to
gwarancja kolejnych przygód. Tego dnia postanowiliśmy udać się w mniej
popularne miejsce jakim są ruiny miasta Ek’balam.
Miasteczko to leży nieopodal naszej bazy wypadowej i dojechaliśmy do niego w
niecałe pół godziny. Uwaga: droga do ruin wiedzie prosto, skręcając w lewo do
Ek’balam dojedziecie do malutkiej miejscowości, w której czas się zatrzymał.
Jeśli macie więcej czasu warto tu przystanąć i przez chwilę przyjrzeć się potomkom
Majów, którzy jakby nie zauważają Waszej obecności i oddają się swoim
codziennym zajęciom. Nam udało się tam zabłądzić i dotarliśmy tam zupełnie nie
celowo.
Cenota w samym sercu uroczego miasta Valladolid - niestety nie można się w niej kąpać! |
W ruinach Ek'Balam można poczuć się jak prawdziwy odkrywca |
Naprzeciwko akropolu mieści się
mniejsza świątynia – piramida, na którą także można wejść. Jest z niej
wyjątkowo piękny widok na ruiny i rozległe lasy dookoła. Kiedy dotarliśmy w to
miejsce byliśmy zupełnie sami – czuliśmy zew przygody. Poza dwiema największymi
świątyniami w strefie archeologicznej jest wiele mniejszych lub mniej
odrestaurowanych obiektów, które warto zobaczyć. Ma się tu wrażenie bliższego
obcowania z naturą niż w miejscach popularnych dla turystów masowych. Jedyne,
co dziwi w Ek’balam to cena zwiedzania obiektu. Jest tak samo wysoka jak Chichén
Itzá, które jednak jest bardziej zajmujące w zwierzaniu, no i zdecydowanie
bardziej znane… Mimo to warto tu przyjechać.
Tutejsze piramidy są niemalże puste, ich duża część leży w dżungli... |
Na terenie strefy archeologicznej, w bezpośrednim sąsiedztwie świątyń znajduje się cenota. Można do niej iść pieszo lub wypożyczonym rowerem. My wybraliśmy drugą opcję, ponieważ odległość do jaskini wynosiła prawie 2km, a żar lał się z nieba. Przejażdżka rowerem należała do przygodowych po pierwsze dlatego, że rowery w żadnym razie nie były dopasowane do konkretnego turysty, a po drugie dlatego że nie była to prosta asfaltowa ścieżka, a raczej dróżka w dżungli. Mimo to fajnie było się przejechać. Do cenote X’Canche dotarliśmy po około 15minutach jazdy. Była ona subiektywnie jedną z ładniejszych, które widzieliśmy na Jukatanie. Gdybyście kiedykolwiek wybierali się w te strony pamiętajcie, by zawsze mieć przy sobie stroje kąpielowe – my zostawiliśmy nasze w samochodzie, więc tym samym nie mieliśmy jak wykąpać się w pięknej studni krasowej. Było nam bardzo żal, tym bardziej że czekały tu na turystów atrakcje takie jak zjazd tyrolką do wody, czy przejazd nad dżunglą i cenotą. Zasmuceni lekko swoim zapominalstwem postanowiliśmy obejść dookoła X’Canche, a następnie udać się do innej cenoty żeby wreszcie się schłodzić!
Jeśli gdziekolwiek widzicie hasło CENOTE koniecznie bierzcie kostiumy kąpielowe! |
Jak postanowiliśmy, tak
zrobiliśmy. W ciągu kolejnych 30 minut dojechaliśmy do cenoty X’Keken. To zupełnie inne miejsce, niż zwiedzaliśmy do tej
pory. W parku obok siebie leżą dwie studnie krasowe. My wybraliśmy się do
jednej, ze względu na czas (atrakcje często są otwarte do 17:00). Nasz wybór
padł na cenotę Samula. Jest ona zlokalizowana niemalże w całości pod ziemią, a słońce
wpada tu jedynie cienką stróżką. Woda jest bardzo zimna, co jest całkiem
przyjemne po dniu spędzonym na pełnym słońcu. Studnia jest dobrze oświetlona
dzięki czemu można przyjrzeć się zwisającym z jej sklepienia stalaktytom.
Kąpiel w tym jaskiniowym jeziorze jest niemałą frajdą, dlatego zostaliśmy do
momentu, w którym obsługa informowała o zamknięciu obiektu. W każdej cenocie
można wypożyczyć kapok, przeprowadzone są także liny, które pozwalają odetchnąć
od pływania. X’Keken to miejsce zdecydowanie warte polecenia.
Ten uroczy Meksykanin pilnuje porządku przy akropolu w Ek'Balam |
Podczas pobytu w Valladolid
zauważyliśmy, że jest tu najwięcej cenot na całym Jukatanie. Warto zabłądzić do
jakiejś mniej uczęszczanej przez turystów. Każda bowiem jest inna i pokazuje
jak niesamowita jest Matka Natura!
Komentarze
Prześlij komentarz