Meksyk 12: San Cristobal de las Casas – wizytówka stanu Chiapas…


San Cristobal de las Casas to jedno z ważniejszych miast stanu Chiapas. To ono właśnie zazwyczaj służy turystom za bazę wypadową do eksplorowania tutejszych atrakcji. My, z powodu ograniczenia czasowego, spędziliśmy w nim trzy dni. Dwa z nich spożytkowaliśmy na wycieczki, a jeden postanowiliśmy poświęcić na zwiedzanie tego miejsca. Miejsca magicznego, a to za sprawą tutejszej architektury, atmosfery i położenia…

Handel samochodowy, czemu nie?

Zacznijmy od tego, że w San Cristobal jest zimno! I to nie tak, że założy się lekki sweterek i po problemie. Polecamy wziąć polar i ciepłą piżamę (szczególnie jeśli nie śpi się w luksusowym hotelu). Jest to też miejsce, w którym nietrudno o opady, a to z powodu jego położenia. Miasto leży bowiem w dolinie między wysokimi górami, tworzącymi barierę orograficzną dla chmur. Przez 3 dni, które tu spędziliśmy, padało 3 dni – nie cały czas oczywiście, głównie wieczorami i nocami.

Katedra w San Cristobal de las Casas przy centralnym placu Plaza del Marzo

W San Cristobal było jedynak wyjątkowo. Swoista mieszanka ludności z przewagą kolonialnej architektury robią wrażenie nietuzinkowe. O którejkolwiek porze nie wracalibyśmy z wycieczek, czy ze spacerów po mieście czuliśmy się tu bezpiecznie i mniej obco niż w innych miastach Meksyku. Dla nas San Cristobal nie był miastem, które trzeba zwiedzić, czyt. zaliczyć wszystkie kościoły i muzea. Był chwilą wytchnienia od biegu między ruinami i okazją do nawiązania relacji z Meksykanami.

W San Cristobal nawet zwykłe uliczki wyglądają magicznie 

Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyś nie zajrzeli do jednego z tutejszych kościołów - Templo del Carmen – niedużej świątyni z ładnym ołtarzem, co ciekawe pełnej wiernych nawet poza Mszą Świętą, a także nie przeszli się wzdłuż Katedry Miejskiej (Catedral de San Cristobal de Las Casas) – czasowo zamkniętej podczas naszego pobytu. Udało się nam dotrzeć także do punktu widokowego Mirador de la Escuela SolMaya położonego na jednym ze wzgórz otaczających miasto, u stóp małego kościoła. Sporo czasu spędziliśmy na miejskim mercado. To miejsce zupełnie inne niż rynki w większości miast, które do tej pory eksplorowaliśmy – tu nikt nie zwracał uwagi na przybysza z Polski, a handel toczył się swoim torem. Kupić można było prawie wszystko – od elektroniki przez mięso drobiowe i warzywa do ubrań. Miejsca takie jak to są bardzo prawdziwe. Dobrze jest stanąć z boku i poprzyglądać się jak mija dzień przeciętnemu mieszkańcowi San Cristobal de las Casas – to wspomnienie, którego nie da się zapomnieć.

Wejście na wzgórze widokowe to niekończące się schody - warto wejść, bo widoki są piękne!

San Cristobal to raj dla łasuchów. Jedzie jest tu trochę inne niż na Jukatanie, więc można popróbować tutejszych specjałów. Restauracji jest co nie miara, serwują niemalże wszystko i uwaga większość z nich nie ma angielskiego menu. Nam udało się trafić do niezwykłego miejsca jakim jest domowy browar – piwo było pyszne, a kelner tak rozmowny, że przez cały czas opowiadał nam o Meksyku, nie do końca poprawnie politycznie, ale za to  w zgodzie ze swoim światopoglądem. Z całego serca polecamy to miejsce, znajdziecie je tuż obok malutkiej restauracji brazylijskiej El Brasileiro, która też skradła nasze serca.

Kolorowe Mercado w San Cristobal de las Casas

San Cristobal de las Casas nie jest wielkim miastem, pełnym atrakcji i zabytków. To prawdziwa mozaika tego, co meksykańskie, kolonialne i światowe. To miejsce, którego nie może zabraknąć na Waszej mapie Meksyku.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Meksyk 1: Cancun, czyli kurort pełen kontrastów…

Meksyk 10: Kanion Sumidero, czyli pierwszy dzień w stanie Chiapas…

Ugotowani na Bali, czyli kilka przepisów z kursu gotowania w Ubudzie…