San Cristobal de las Casas to jedno z ważniejszych miast stanu
Chiapas. To ono właśnie zazwyczaj służy turystom za bazę wypadową do eksplorowania
tutejszych atrakcji. My, z powodu ograniczenia czasowego, spędziliśmy w nim
trzy dni. Dwa z nich spożytkowaliśmy na wycieczki, a jeden postanowiliśmy
poświęcić na zwiedzanie tego miejsca. Miejsca magicznego, a to za sprawą
tutejszej architektury, atmosfery i położenia…
 |
Handel samochodowy, czemu nie? |
Zacznijmy od tego, że w San
Cristobal jest zimno! I to nie tak, że założy się lekki sweterek i po problemie.
Polecamy wziąć polar i ciepłą piżamę (szczególnie jeśli nie śpi się w
luksusowym hotelu). Jest to też miejsce, w którym nietrudno o opady, a to z
powodu jego położenia. Miasto leży bowiem w dolinie między wysokimi górami,
tworzącymi barierę orograficzną dla chmur. Przez 3 dni, które tu spędziliśmy,
padało 3 dni – nie cały czas oczywiście, głównie wieczorami i nocami.
 |
Katedra w San Cristobal de las Casas przy centralnym placu Plaza del Marzo |
W San Cristobal było jedynak
wyjątkowo. Swoista mieszanka ludności z przewagą kolonialnej architektury robią
wrażenie nietuzinkowe. O którejkolwiek porze nie wracalibyśmy z wycieczek, czy
ze spacerów po mieście czuliśmy się tu bezpiecznie i mniej obco niż w innych
miastach Meksyku. Dla nas San Cristobal nie był miastem, które trzeba zwiedzić,
czyt. zaliczyć wszystkie kościoły i muzea. Był chwilą wytchnienia od biegu
między ruinami i okazją do nawiązania relacji z Meksykanami.
 |
W San Cristobal nawet zwykłe uliczki wyglądają magicznie |
Oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyś nie zajrzeli do jednego z tutejszych
kościołów -
Templo del Carmen –
niedużej świątyni z ładnym ołtarzem, co ciekawe pełnej wiernych nawet poza Mszą
Świętą, a także nie przeszli się wzdłuż Katedry Miejskiej (
Catedral de San Cristobal de Las Casas) – czasowo zamkniętej
podczas naszego pobytu. Udało się nam dotrzeć także do punktu widokowego
Mirador de la Escuela SolMaya położonego
na jednym ze wzgórz otaczających miasto, u stóp małego kościoła. Sporo czasu
spędziliśmy na miejskim
mercado. To
miejsce zupełnie inne niż rynki w większości miast, które do tej pory
eksplorowaliśmy – tu nikt nie zwracał uwagi na przybysza z Polski, a handel toczył
się swoim torem. Kupić można było prawie wszystko – od elektroniki przez mięso
drobiowe i warzywa do ubrań. Miejsca takie jak to są bardzo prawdziwe. Dobrze jest
stanąć z boku i poprzyglądać się jak mija dzień przeciętnemu mieszkańcowi San Cristobal
de las Casas – to wspomnienie, którego nie da się zapomnieć.
 |
Wejście na wzgórze widokowe to niekończące się schody - warto wejść, bo widoki są piękne! |
San Cristobal to raj dla łasuchów.
Jedzie jest tu trochę inne niż na Jukatanie, więc można popróbować tutejszych
specjałów. Restauracji jest co nie miara, serwują niemalże wszystko i uwaga
większość z nich nie ma angielskiego menu. Nam udało się trafić do niezwykłego miejsca
jakim jest domowy browar – piwo było pyszne, a kelner tak rozmowny, że przez cały
czas opowiadał nam o Meksyku, nie do końca poprawnie politycznie, ale za to
w zgodzie ze swoim światopoglądem. Z całego serca
polecamy to miejsce, znajdziecie je tuż obok malutkiej restauracji
brazylijskiej
El Brasileiro, która też skradła nasze serca.
 |
Kolorowe Mercado w San Cristobal de las Casas |
San Cristobal de las Casas nie jest wielkim
miastem, pełnym atrakcji i zabytków. To prawdziwa mozaika tego, co
meksykańskie, kolonialne i światowe. To miejsce, którego nie może zabraknąć na
Waszej mapie Meksyku.
Komentarze
Prześlij komentarz